O niekontrolowanych uczuciach i nieprzemyślanych działaniach

Zobaczymy, jak ciężko grzeszymy przeciwko zasadom poprawnego myślenia, hodując troskliwie przesądy i zabobony, przekazywane nam nieraz przez tradycję i środowisko, i nauczymy się bardziej ostrożnie przyjmować utarte, nieuzasadnione opinie i bardziej krytycznie spoglądać na procesy przyrody i sprawy ludzkie.

PSYCHOLOGICZNE ŹRÓDŁA ZABOBONÓW

Analiza ujemnego wpływu uczuć na nasze działanie doprowadziła nas do poświęcenia uwagi przesądom i zabobonom. Przyglądaliśmy się tym potwornym chwastom, bujnie pleniącym się po ledwie widocznych ścieżkach niekiedy nawet po szerokich drogach kultury ludzkiej, ale nie poznaliśmy mechanizmu ich wzrostu, nie sięgnęliśmy do ich korzenia.

Postaramy się obecnie wyjaśnić, jak zabobony powstają, i odsłonić ich bezzasadność.

Jeżeli przypadkowo kilkakrotnie nasuną się uwadze jakiegoś niezbyt wyrobionego krytycznie człowieka dwa, współczesne lub następujące po sobie zjawiska, z których jedno jest dla niego silnie zabarwione uczuciowo, — zaczyna on — bez widocznej racjonalnej podstawy, tylko na mocy wspomnianego uczucia — wierzyć w magiczny związek między tymi dwoma zjawiskami. Jeżeli na przykład pan Iks, zakochany w pani Zet, zauważył kilkakrotnie, że ta pani była dla niego mniej łaskawa, gdy nosiła przypiętą do sukni ciemną orchideę, — zaczyna wierzyć, że kwiat ten przynosi mu nieszczęście.

Zapytujemy: — na jakiej podstawie? Czy można obiektywnie wykryć jakąś więź, łączącą te dwa zjawiska: kwiat przy sukni i stosunek do wielbiciela?

Oczywiście, że nie. Przeciwnie, bezstronny badacz może ustalić, że bardzo często pani Zet, mając przypiętą orchideę, była bardzo łaskawa dla pana Iksa, ale on wtedy orchidei nie zauważył, bo był zanadto przejęty swym szczęściem.

Otóż właśnie tu leży klucz psychologicznej zagadki zabobonu: w pewności, że istnieje magiczny związek tam, gdzie go obiektywne badanie neguje. Chodzi o to, że jesteśmy skłonni spostrzegać związek między zjawiskami tylko w pewnym, sugerowanym przez uczucie, kierunku; przypadków przeciwnych zaś „nie widzimy”, bo są nam one obojętne.

Coleridge, słynny poeta angielski, mawiał, że nie dziwi się, iż we wszystkich językach istnieje przysłowie: „głupi ma szczęście“. Chodzi o to, że nie zwracamy uwagi na nieszczęścia głupca, traktując ten jego los jako zupełnie naturalny. Natomiast każde jego szczęście wraża nam się w pamięć jako rzecz niezwykła.

Znakomity logik Mili opowiada, jak pewien sir Digby kazał posypywać kule, wyjęte z ran jego żołnierzy, cudownym „proszkiem sympatycznym“, a rany „tylko“, przewiązywać czystym płótnem. Otóż gdy rany się goiły, sukces ten przypisywano „proszkowi sympatycznemu“, a nie opatrzeniu ran, bo na magiczny proszek zwrócona była uwaga naiwnych, żądnych „cudu“, wojowników.

Tak często przypadek i tradycja rozstrzygają, w jakim kierunku ma się zwrócić nasza uwaga, a w jakim obojętność. Tradycja przekazuje zabobon jednostkowy lub zbiorowy łatwowiernym członkom następnego pokolenia, zabobon wzmacnia się i zyskuje moc zakorzenionego wierzenia magicznego, z którym niełatwo walczyć.

Interesującą jest rzeczą, że w sukurs zabobonowi przychodzi często jeszcze jeden czynnik psychologiczny, umiejętnie podkreślony przez Freuda, Chodzi o to, że chociaż zabobon jest wierzeniem fałszywym w nieistniejące związki między zjawiskami, to jednak — na skutek zabobonu jako dyspozycji psychologicznej — związek domniemany może zaistnieć.

Gdy na przykład — powiada Freud — wychodząc z domu, potknę się o próg i, będąc zabobonny, będę przewidywał bliskie nieszczęście, łatwo może się zdarzyć, że nieszczęście istotnie nastąpi: — nie dlatego, że istnieje magiczny związek między potknięciem się a tym nieszczęściem, lecz dlatego, że zaistniał psychologiczny związek między obawą nieszczęścia a nieszczęściem samym. Zabobonna myśl o nieszczęściu odebrała mi zimną krew i spokój do tego stopnia, że mogę łatwo ulec wypadkowi, wpadając w roztargnieniu pod auto lub tym podobne?

W literaturze pięknej mamy wspaniały przykład takiego psychologicznego działania, a wskutek tego sprawdzania się zabobonu w znanej noweli Oscara Wilde‘a pt. „Przestępstwo lorda Savile‘a“. Humorystycznie traktuje tenże temat znana u nas zabawna piosenka pt. (zdaje się) „Wróżba“. Pewnej dziewczynie (nazwijmy ją Pelagia) przepowiedziała Cyganka, że będzie ona miała wkrótce konflikt z jakąś rudą koleżanką. Bardzo to Pelagię zdziwiło, bo jedyna jej ruda koleżanka była zawsze łagodna i cicha. Ale na skutek podszczucia wróżki Pelagię zaczyna irytować jej spokojna, „udająca niewiniątko“ ruda koleżanka — i dochodzi do bójki. — A potem zabobonna dziewczyna kiwa głową i mówi z pełnym czci zdumieniem: — „Patrzcie, Państwo… Jak te przepowiednie wróżki zawsze się spełniają“…

ARGUMENT OGNIA I ŻELAZA

Z przesądami i zabobonami trzeba walczyć, bo są one źródłem wszelakiego zła. Z nich wyrastają fanatyzm, z nich wyrasta ślepa nienawiść, lub w najlepszym razie nieprzejednana nieufność do wszystkiego, co nowe, co cudze — czyli konserwatyzm i zacofanie.

Fanatyzm jest czymś więcej i czymś mniej niż obłęd maniakalny; czymś mniej — bo fanatyk ma jeszcze jakieś poczucie rzeczywistości i unika przez to szpitala dla umysłowo chorych; czymś więcej — bo u fanatyka obsesja idei łączy się z takim ładunkiem uczuciowym, ze pobudza go do czynów nieraz nieprawdopodobnych.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *