O czym jeszcze fizycy nie wiedzą?

Siedziałem przy filiżance kawy z jednym i moich znajomych, człowiekiem oczytanym i żywo interesującym się najrozmaitszymi dziedzinami życia i gawędziliśmy o tym i owym. Wkrótce rozmowa zeszła na tematy i wiązane z fizyką. Znajomy ów zadał mi kilka pytań, dotyczących tak aktualnego tematu, jak radar i telewizją, co z kolei sprowadziło dyskusję na tory bardziej teoretyczne, a mianowicie na zagadnienie fal elektromagnetycznych, ich rozchodzenie się w przestrzeni i ich powstawanie pod wpływem drgań elektronów w antenie stacji nadawczej. Znajomy mój zadawał od czasu do czasu pytania i żądał dodatkowych wyjaśnień, widocznie ais był jednak w pełni zadowolony z otrzymywanych odpowiedzi, bo w końcu powiedział mniej więcej w ten sposób:

—           Wy, fizycy, możecie mówić godzinami o elektryczności, szeroko rozprawiacie o ładunkach dodatnich i ujemnych, o polu elektromagnetycznym, o potencjale, o prądach i falach… ale przecież na jedno proste i podstawowe pytanie nie umiecie dać żadnej zadowalającej odpowiedzi: Czy wiecie CZYM JEST ELEKTRYCZNOŚĆ?

—           Na tak sformułowane pytanie nie potrafię powiedzieć „tak” — odpowiedziałem.

Rozmówca mój spojrzał na mnie z politowaniem, a w jego oczach wyczytać mogłem niewypowiedzianą głośno opinię o fizykach w ogólności i o mnie „w szczególności“ jako o ludziach, którzy nie wiedzą, o czym mówią. Wówczas to przypomniały mi się niepozbawione złośliwości definicje fizyka doświadczalnego i teoretycznego. Te definicje podał notabene któryś ze znanych fizyków; „Fizyk doświadczalny, jest to taki fizyk, który mierzy, lecz nie wie co mierzy! Fizyk teoretyczny natomiast, jest to taki fizyk, który rachuje, ale nie wie, co właściwie rachuje“. Nie przytoczyłem tych definicji mojemu znajo emu, lecz powiedziałem w ten sposób:

— Przyznaję, szczerze, że fizycy nie wiedzą czym jest elektryczność, mimo, że — jak pan to określił — godzinami mogą o niej mówić, muszę tu jednak dodać, że nie tylko godzinami mogą rozprawiać na ten temat, lecz nawet…. latami. Uniwersytecki kurs elektromagnetyzmu trwa przez cały rok po pięć godzin tygodniowo nie licząc okresu przygotowawczego na niższych latach studiów. W ciągu jednego roku wykładowca jest w stanie podać tylko zarys klasycznej teorii elektromagnetyzmu, a pozostają jeszcze działy specjalne (jak np. elektromagnetyka kwantowa), które przeważnie nie mieszczą się w ramach normalnych kursów czteroletnich i które studiują zwykle dopiero doktoranci W bibliotekach uniwersyteckich znajdują się grube, wielotomowe dzieła na tematy związane ściśle ze zjawiskami elektrycznymi. Tak proszę pana, półki uginają się pod wielu grubymi tomami, w których nie ma „wody” , gdyż w publikacjach nauk ścisłych od dawna utarł się zwyczaj jak najdalej posuniętej oszczędności słów i papieru. A że ta wiedza o elektryczności nie jest tylko czczą gadaniną ludzi, którzy nie wiedzą o czym mówią, niechaj zaświadczą osiągnięcia praktyczne te; nauki, z których korzystamy codziennie, jak elektrownie, koleje elektryczne, telefon, radio itd… Ta wiedza, jaka zawarta jest w naukowych podręcznikach elektromagnetyzmu jest niedostępna dla niewtajemniczonych gdyż przyswojenie jej wymaga uprzedniego opanowania pewnej umiejętności zwanej ma tematyką wyższą, ale za to praktyczne osiągnięcia płynące z tej wiedzy przemawiają do statecznie do wyobraźni każdego człowieka Wystarczy zajrzeć do wnętrza większego aparatu radiowego, aby na widok licznych lamp kondensatorów, cewek i całej gmatwaniny drutów zrozumieć, że konstruktor aparatu musiał chyba niejedno wiedzieć o elektryczności i jej właściwościach, jeżeli potrafił coś takiego obmyśleć i wykonać.

Na to mój rozmówca:

— Tak. Ta biegłość techniczna, do jakiej ludzkość doszła, jest doprawdy fantastyczne Widok wnętrza superheterodyny wywoływał zawsze we mnie trudne do zdefiniowania u czucie jakiejś tajemniczej magii. Wiem jednak, że technik, który je wykonał, posługiwał się gotowymi wzorcami i pewnymi szablonami i przypuszczalnie nie rozumiał w ca lej pełni sensu swoich czynności przy konstruowaniu aparatu. Ponad magią techniczną znajduje się wyższa magia — magia naukowca. Fizyk stwarza formułki i recepty dla technika, który następnie stosuje je praktycznie niekoniecznie rozumiejąc ich pochodzenie i głębszy sens. Nasuwa mi się jednak podejrzenie, że różnica między obu rodzajami biegłości, to jest między biegłością technika, a biegłością naukowca, jest tylko różnicą jednego szczebla. Technik może skonstruować zawiłe aparaty bez głębszego zrozumienia istotnej treści zjawisk w aparacie zachodzących, a naukowiec odkrywa prawa natury, stwarza formułki i szablony, ale zdaje się także niezupełnie pojmować sens opisywanych przez siebie zjawisk. Z iście małpią zręcznością potrafił wedrzeć się do wnętrza atomu, wymierzyć jego niewyobrażalnie małe rozmiary, zważyć znikome pyłki, jakimi są elektrony, lub kolosy, jakimi są słońca, pomierzył wszechświat wszerz i wzdłuż, potrafił rozbić jądro atomu i wyzwolić energię atomową Ale czy on to wszystko zrozumie? Czy wie, co to jest elektron, co to jest energia, co to jest materia?

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *