O białych kwiatach i siwych włosach

Nauka – jak pisze znakomity Eddington – ma swoje okna wystawowe. Umieszcza w nich gotowe produkty, opracowane logicznie, a także i pięknie. Są jednak pracownie, do których laicy najczęściej nie mają wstępu. Dobrze jest więc od czasu do czasu zaryzykować wycieczkę w niezbyt odwiedzane okolice.

Mamy różne przyzwyczajenia, zresztą nie tylko w zakresie spraw „doczesnych”, lecz także w sprawach ducha. Przy­zwyczailiśmy się zaczynać wszelkie rozmowy inteligent­nym: „Co słychać?”. Kiedy zaś zaczynamy mówić o rze­czach bardziej ponurych, np. o tajemnicach wiedzy lub zgoła rzeczach, o których filozofom się nie śniło — wówczas zaczyna­my: „Już starożytni Grecy…”. A już w żadnym przypadku nie wolno pominąć tego rzewnego wspomnienia, kiedy mówimy o cząstkach, cząsteczkach i atomach.

Szkoda, że starożytni Grecy nie powiedzieli nic na temat rozdziału kompetencji między fizyką a chemią. Co do nas to entuzjazmujemy się chemią i adorujemy fizykę. Wiemy, że niektórzy uznają rozdział tych nauk, przyznając którejś z nich — najczęściej fizyce — pierw­szeństwo, do którego, jak się wydaje, w istocie nie pretenduje. Co się zaś tyczy starożytnych Greków to byli oni „filozofami”, a więc „mi­łujący wiedzę”. W każdym razie, mimo zamiłowania do sportów, nie doszły do naszych uszu jakiekolwiek wiadomości o profesorskich bie­gach na przełaj.

Współczesna wiedza chemiczna ma piękny rozdział w swej uczonej kartotece faktów, która jest jakby odpowiedzią na naszą trochę para­fialną skłonność do wysuwania się na miejsce „pierwsze przed Pa­nem”. Tym rozdziałem wiedzy chemicznej jest chemia fizyczna. Obej­muje ona rozliczne fakty, wśród których najciekawsze bodaj frag­menty dociekań to chemia koloidów, którą Wolfgang Ostwald nazwał światem zapoznanych wielkości”.

Materia jest podzielna. Możemy ją dzielić dość subtelnie, nie tylko w zakresie widzialności naszego wzroku, ale i dalej. Poza tym jednak materia ma budowę ziarnistą, stąd jej dzielenie jest ograniczone. Dzieląc materię na coraz subtelniejsze fragmenty, dochodzimy wresz­cie do pewnego kresu, poza który nie można już jej dzielić — stajemy wobec drobiny, cząsteczki, molekuły. W najlepszym razie moglibyś­my cząsteczkę rozłożyć na atomy, z których się składa, zniszczylibyś­my jednak molekułę. Atom nie daje się dzielić — rozbity przestaje po prostu istnieć. „Ale to już jest inna sprawa” — jakby powiedział (o ile się nie mylę) Kipling.

Wycieczka w chemiczny świat nie zawiedzie nas tym razem w tajemnicze zaułki naukowe, gdzie straszy rezonansem chemicznym i niesamowitościami nowoczesnej fizyki atomowej. Zatrzymamy się w pół drogi, gdzie tętni jeszcze życie. Tym bardziej że czynimy to też „pro domo sua“ — przy okazji bowiem opowiemy o wynikach prac jednego z pol­skich zakładów naukowych, blisko stojących tego świata zapoznanych wielkości.

Tak więc mamy przed sobą dwa skrajne pióra wachlarza ilustrującego rozproszenie materii. Z jed­nej strony obserwujemy materię rozproszoną do granic widzialności, z drugiej poszczególne czą­steczki (molekuły, drobiny). A między nimi lukę, na określenie której mamy dość osobliwe zdanie: „Jeśli materię dalej dzielić będziemy…“ Zakres grubego rozproszenia obejmuje zawiesiny: suspensje i emulsje. Zawiesinom przeciwstawiono subtel­ny świat rozproszeń cząsteczkowych (molekular­nych) — cały zaś zakres rozproszeń pośrednich po­zostawał przez długie lata całkowicie zapoznany. A jest to właśnie wspaniały rozdział roztworów ko­loidalnych (soli!). Dopiero w drugiej połowie zesz­łego stulecia rozpoczął się imponujący rozkwit tej wiedzy, która prawdę mówiąc jest na j intymniej związana ze światem żywych organizmów. Życie pławi się formalnie w koloidalnym sosie. Koloidy, koloidy i jeszcze raz koloidy…

Oficjalnie ojcem chemii koloidów uznany został Szkot Tomasz Graham. Czcigodnego Tomasza Gra­hama proszę jednak nie posądzać o to, że jest wy­nalazcą smacznego Chleba tegoż imienia. Nie jest też identyczny z panem Thomas John Grahamem lub zgoła Thomas James Grahamem. Mieszanie tych szacunku godnych gentlemanów zdarza się na­wet poważnym katalogom bardzo poważnych bi­bliotek.

Mimo tych naprawdę niezawinionych przygód nasz sir Thomas Graham (ur. 21.XII.1805) jest oj­cem ważnej chemii koloidów. Był synem dzielnego kupca i przemysłowca w Glasgow, który uparł się — mimo znacznego swego bogactwa i niewątpli­wych przyrodniczych uzdolnień syna — zrobić To­masza duchownym szkockiego kościoła. Ojciec i syn mieli twarde szkockie łby, co naturalnie doprowa­dziło do całkowitego zerwania między seniorem a juniorem. Odbiło się to fatalnie na finansowej prężności młodego „Master of Arts“). Bardzo mo­żliwe jednak, że właśnie dzięki temu ludzkość mia­ła okazję postawić jeden zasłużony pomnik więcej, co zresztą nie zdarza się tak często (a propos tej rzeczywistej zasługi!)

Dwie podstawowe publikacje Grahama otworzy­ły ten nowy rozdział wiedzy. Pierwsza z nich to „Liquid Diffusion Applied to Analysis“ (czerwiec 1861), a druga „On the Properties of Colloidal Sub­stances“ ogłoszona w „Proceedings of the Royal Society” (czerwiec 1864). „Revenons a nos mou­tons!”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *