Dziewięć miesięcy na pływającej krze

John Franklin, znany badacz polarny, tak pisał w swoich wspomnieniach:  „Żadna

odzież nie mogła nas ogrzać tak długo, jak długo byliśmy głodni“. Połowa żywności zabieranej przez nas była żywnością skon­densowaną, rozumiem przez to zmniejszenie ciężaru i objętości produktów przez susze­nie, jak robili np. Indianie północno – ame­rykańscy. Krając w paski i susząc mięso otrzymywali oni produkt zwany pemmikanem.

Suszenie ryb, jarzyn i owoców nie jest żadną nowością, było bowiem już od dawna stosowane w wielu krajach północy i po­łudnia.

Lista żywności zawierała 46 pozycji. Cały zapas podzielony został na 10-dniowe racje dla 4 ludzi, zapakowane w zalutowane pusz­ki blaszane, ważące po 43 kg każda. Zawar­tość takiej paczki przedstawiała się nastę­pująco: 1470 g prasowanego kawioru, 1430 g mleka skondensowanego, 150 g pasty po­midorowej, 2500 g masła, 2500 g słoniny, 1250 g wędzonego boczku, 1250 g kiełbasy wieprzowej, 100 g sera, 1250 g ryżu, 500 g grochu, 500 g mąki, 93 g mąki kartofla­nej, 100 g makaronu, 800 g suszonych owoców, 500 g kartofli w proszku, 2000 g cukru kostkowego, 300 g soli, 100 g su­charów, 120 g suszonej cebuli, 700 g gro­chówki, 240 g krupniku, 360 g barszczu, 360 g kapuśniaku, 1250 g mięsa konserwo­wego, 1250 g kurcząt w konserwie, 960 g kurcząt (w proszku), 1500 g mięsa (w prosz­ku), 300 g mięsa (w kawałkach), 1000 g mleka sproszkowanego, 1000 g jajek sprosz­kowanych, 1250 g czekolady, 600 g mar­molady z czarnych porzeczek i borówek, 125 g herbaty, 500 g kakao, 250 g kawy, 125 g soku z borówek, 15 g mielonego pieprzu, 15 g pieprzu ziarnistego, 2 g liści bobko­wych, 300 g słodyczy, zawierających wita­minę C, 125 g poziomek, 5 g kwasku cy­trynowego, 2500 g sucharów z mięsem. Poza paczkami, wzięliśmy jeszcze inne produkty jak: grzyby suszone, wódkę, masło, witami­nę C w tabletkach, esencję octową, tytoń, ce­bulę, czosnek, denaturat i zapałki. Paczek takich wzięliśmy ze sobą 135, z których 65 pozostawiliśmy jako rezerwę na Wyspie Ru­dolfa. Rok magazynowania konserw nie wpłynął zupełnie na ich stan. Przez cały czas naszej wyprawy nie znaleźliśmy nawet śladu zepsucia, mamy to do zawdzięczenia doskonałej pracy Instytutu Badania Żywno­ści.

Naczynia kuchenne wykonane były z aluminium i mas plastycznych jako mate­riałów najlżejszych, a więc nadających się dla nas najlepiej, wielkości ich były przy tym tak stopniowane, by można było wkła­dać jedno naczynie w drugie dla oszczędno­ści miejsca. Mieliśmy ze sobą oczywiście ca­ły komplet piecyków i kuchenek, apteczkę, narzędzia, jak siekiery, łomy, oskardy, poza tym materiały piśmienne, karabiny i małą biblioteczkę, która zawierała dzieła Lenina, Stalina, Czernyszewskiego, Gorkiego, Tojstoja, Balzaka, Stendhala i Dreisera.

Na obóz próbny wybraliśmy miejsce nie­daleko Moskwy, przy autostradzie prowa­dzącej do Kaługi, rozbiliśmy tam nasze na­mioty, wypróbowując ekwipunek arktyczny, instrumenty naukowe i radiostację. Różni radioamatorzy krótkofalowcy z Kazania, Odessy czy Kaukazu, rozmawiając z Krenklem, nie podejrzewali nawet, że biorą udział w przygotowaniach do wyprawy polarnej, służąc za sprawdzian działania radiostacji. Obóz próbny trwał ok. tygodnia. Teraz po­wróciwszy do Moskwy, czekaliśmy na po­myślne warunki atmosferyczne dla przelo­tu ze stolicy na daleką północ.

Doświadczenia, uzyskane w długich przy­gotowaniach i ciężkiej wyprawie, wykorzy­stane być mają przez naszych następców. Nie cały nasz ekwipunek zdał egzamin. Okazało się, że należy mieć ze sobą lżejszą odzież i buty na okres lata, że namioty jed­wabne drą się łatwo w wichrach podbiegu­nowych, a lampy parafinowe potrzebują od­prowadzenia kominowego dla dymu. Te i wiele innych wniosków nasunęły się po ukończonej ekspedycji, ogromna jednak większość naszego sprzętu okazała się świet­na, pozwalając nam przetrzymać trudne wa­runki życia na krze. Namioty 3-warstwowe okazały się mocne, ciepłe i wygodne, sanki, zaprojektowane przez nas, oddały nam nie­ocenione usługi, ich wielka nośność pozwala­ła na przewożenie dużego bagażu bez wiel­kiego wysiłku. Mieścił się na nich cały nasz sprzęt, co nie jest bez znaczenia w wypra­wach tego typu.

Na wyprawę wzięliśmy ze sobą trzy apa­raty fotograficzne: F. E. D., Leica i Contax oraz aparat filmowy.

Z bieguna przywieźliśmy ze sobą dużą ilość zdjęć, nie taką jednak jak byśmy tego chcieli. Przeszkodą w fotografowaniu była noc polarna, tak, że musieliśmy opuścić te­reny naszej wyprawy, nie ukończywszy cał­kowicie zdjęć filmowych. Mimo to, wkrótce po naszym powrocie do kraju, można było oglądać na ekranach kin radzieckich naszą ekspedycję.

Zgodnie z wolą rządu radzieckiego i tow. Stalina dokonaliśmy wyprawy, która zmie­niła całkowicie stare, mylne wyobrażenie o krainie podbiegunowej. Sukces wyprawy nie był przypadkiem, był wynikiem długiej żmudnej pracy, wynikiem przygotowania na wszelkie niespodzianki i kaprysy Arkty­ki, przygotowania, którego nie są w stanie wyobrazić sobie ludzie, czytający tylko o na­szej wyprawie. Celem naszym nie było do­tarcie do bieguna, zrobili to już inni przed nami, nie miała to być też zwykła wizyta złożona biegunowi, bo nie przyniosłaby ona żadnych naukowych ani praktycznych ko­rzyści. Radzieccy badacze podjęli metodycz­ną ofensywę przeciwko Arktyce, rok po ro­ku docierali coraz dalej na północ. Nadszedł czas, kiedy biegun stał się dla nas koniecz­ny. Oto dlaczego wyruszyła nasza wypra­wa: nie dlatego by osiągnąć, ale by zdobyć biegun i zmusić do służenia nauce i postę­powi.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *