Dziewięć miesięcy na pływającej krze

Związek Radziecki rozpoczął przygotowa­nia do podboju Bieguna Północnego od opra­cowania doskonale obmyślonych planów. Program i cel wypraw określił Józef Sta­lin jako: „znalezienie i wypróbowanie naj­krótszej drogi morskiej na Daleki Wschód“. Wszystkie wyprawy radzieckie podporząd­kowały się w swych planach tej zasadzie.

Moje marzenia o krainach podbieguno­wych rozpoczęły się z chwilą powrotu do „cywilnego“ życia, po wielu latach różnych frontów Rewolucji. Nie miały się one pręd­ko ziścić. Dopiero 1931 roku szczęśliwy przypadek sprawił, że zostałem przydzielo­ny do załogi łamacza lodów „Małygin“, którego zadaniem była wymiana poczty ze sterowcem „Graf Zeppelin“, odbywającym wtedy swój słynny lot podbiegunowy. Spot­kanie ze sterowcem przewidziane było w za­toce Tichaja na Ziemi Franciszka Józefa, nasz statek przeszedł ciężką próbę, walcząc przez 14 dni z lodami. Po dotarciu do wy­spy zostałem wyznaczony na szefa utworzo­nej tam bazy.

Kiedy w kilka lat później czyniłem przy­gotowania do mojej wyprawy, przypomnia­łem sobie swoje własne obserwacje, poczy­nione w czasie pracy na bazie. Czekało mnie trudne zadanie, projektowana wyprawa nie była zwykłą ekspedycją polarną, ani zwykłą pracą w kraju podbiegunowym, nie mogłem liczyć na zaopatrzenie z bazy, ani zabierać zbyt wielkiego ekwipunku, mieliśmy bowiem odbyć naszą wędrówkę na płynącej krze. Rząd Radziecki, pojmując całe ryzyko takiej wy­prawy, nalegał na zorganizowanie przede wszystkim bazy ekspedycji. Sprawą tą za­jąłem się, tworząc stację, odpowiadającą te­renem i charakterem celom mojej wyprawy. Późniejszy mój towarzysz, Michał Wodopianow, doradził budowę lotniska przy bazie na wyspie Rudolfa. Wyspy, należące do ar­chipelagu Franciszka Józefa, zostały już od dawna doskonale zbadane przez naukę ra­dziecką pod każdym względem. To, jak i ich położenie w pobliżu bieguna, zadecydowa­ło o wyborze miejsca. Tak więc, pewnego dnia wyruszył lodołamacz „Russanow“, wio­ząc na pokładzie nasz sprzęt naukowy, żyw­ność, paliwo dla samolotów i materiały bu­dowlane dla wzniesienia zabudowań stacji. Podróż była ciężka, lód blokował cieśniny między wyspami i dopiero przy trzeciej pró­bie udało się nam znaleźć względnie moż­liwe miejsce do rozładowania statku.. Wy­ładowanym materiałem zajęli się mechani­cy i stolarze, „Russanow“ zaś popłynął ode­brać ze statku „Hertzen“, stojącego w zatoce Tichaja, resztę ładunku, przeznaczonego dla nas.

Na wyspie zawrzała praca. W krótkim czasie powstały łaźnia, magazyny i dwa do­my mieszkalne, każdy składający się z 8 po­koi, kuchni i świetlicy. Zainstalowano 300- watową stację nadawczą, zbudowano gara­że, uruchomiono przywiezione traktory i sa­mochody terenowe, przygotowano lotnisko z całym potrzebnym do jego użytkowania sprzętem, wreszcie uruchomiono małą elek­trownię. Nowa, najdalej na północ położo­na stacja polarna, zaczęła żyć.

Teraz zajęliśmy się pracami przygoto­wawczymi do właściwej wyprawy na krze Przede wszystkim przeprowadziliśmy próby nad wyborem najwłaściwszego typu namio­tu. Typ, na który padł wybór, miał podwój­ne brezentowe ściany, przełożone dwoma warstwami puchu edredonowego i nadmu­chiwaną podłogę tak, że od lodu oddzielała nas 15 cm warstwa powietrza. Wymiary namiotu: szerokość 2,5 m, długość 3,7 m, wysokość 2 m, ciężar łącznie z duraluminiową konstrukcją 53 kg.

Ubrania uszyte wg naszych projektów by­ły ciepłe i wygodne, materiałem były skóry: jelenia, wilcza i borsucza; bieliznę uszyto z najlepszej wełny; 3 pary butów różnego rodzaju kończyły listę odzieży. Wzięliśmy również ze sobą wodę kolońską, żyletki i szczo­teczki do zębów, chociaż okazji użycia tych ostatnich nie mieliśmy wiele, bo wszystkie­go 3 — 4 razy w ciągu 274 dni wyprawy. Skład osobowy ustalony został następująco: Piotr Szyrszow i Eugeniusz Fiedorów — uczeni, radiooperator Krenjcel i ja. Pierw­szy, hydrobiolog i drugi — astronom, znani byli jako zdolni i odważni ludzie, obezna­ni ponadto świetnie z pracą na Północy, trzeci — Krenkel — miał również za sobą długoletnią praktykę w pracy radiooperatora w ekspedycjach polarnych. Później, pracu­jąc już na krze lodowej, miałem nieraz oka­zję ocenić jak udany był wybór tych ludzi. Człowiek jest tylko człowiekiem, ma swoje zalety i wady, ale nas łączyły wspólny cel i zaufanie, jakim obdarzyły nas radziecka nauka, naród, rząd i sam towarzysz Stalin.

Na naszą krę mieliśmy zabrać liczne apa­raty do określania położenia, głębokości oceanu, do obserwacji meteorologicznych, do badań magnetyzmu ziemskiego, siły przy­ciągania i wiele innych. Instrumenty zosta­ły specjalnie dla nas skonstruowane w ten sposób, by nie przekroczyły preliminowa­nych 500 kg bagażu naukowego. Wiele uwa­gi poświęciliśmy naszej stacji nadawczej. Najtrudniejsza do rozwiązania była tu kwe­stia dostarczenia dla niej energii elektrycz­nej. Zamówiony został w tym celu specjal­nie zaprojektowany wiatrak. W dni bez­wietrzne źródłem energii miała być maszy­na pedałowa, zbudowana w kształcie rowe­ru. Równie ważnym problemem była spra­wa żywności. Nauczeni doświadczeniem in­nych, nieudanych wypraw, poświęciliśmy wiele uwagi tej części naszego wyposażenia. Zadanie mieliśmy łatwiejsze od naszych po­przedników, odkrycie witamin nadało inny charakter prowiantowi badaczy polarnych, zwłaszcza witamina C, wspaniały środek pro­filaktyczny przeciwko szkorbutowi. Przygo­towując się do wyprawy nie braliśmy pod u- wagę możliwości polowania na biegunie, zgo­dnie z rozpowszechnionym mniemaniem o zu­pełnym braku tam istot żyjących. Mieliśmy później dopiero przekonać się, że nie było to zgodne z prawdą. Przygotowaniem prowian­tów dla nas kierował Instytut Badania Żyw­ności, celem jego było zestawienie naszego „menu“ w ten sposób, by dawało nam mak­simum wartości kalorycznych, a więc musia­ło zawierać odpowiednie ilości białka, tłusz­czu, węglowodanów i witamin. Żywność mu­siała być tak zakonserwowana, by mogła przetrwać dłuższy czas w różnych warun­kach, nie psując się i nie tracąc swej war­tości odżywczej. Te „różne warunki“ to ni­ska temperatura i wysoki stopień wilgotno­ści powietrza, tak częsty w strefie podbie­gunowej. Co więcej konserwy musiały być smaczne i łatwe do szybkiego przy­gotowania w warunkach naszego życia, lekkie i o małej objętości, dla łatwiejszego ich przenoszenia. Ustaliwszy wszystkie po­wyższe cechy naszego „bagażu jadalnego“, przystąpiliśmy do układania listy pokarmów. Zdawaliśmy sobie sprawę, że od tego zależy w znacznej mierze pełny sukces naszej wy­prawy.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *