Uczniowie Sherlocka Holmesa

Umysł mój rozgryzał niecierpliwym zębem tajniki antybiozy, a dusza wylatywała tęsknie na poszukiwanie prawd nowych i wielkich. Nogi w owej historycznej chwili spoczywały w miękkich, filcowych bamboszach, wyściełanych wełnianą wkładką i pięknie obramowanych futerkowym wałkiem. Nos oscylował, na skutek przejmującego zimna w pokoju, między barwą fiołkową a pomarańczową widma słonecznego. Wzrok zatopiony był w cichej kontemplacji wewnętrznej, badając pilnie przyczyny uporczywego bulgotania w caecum i jelicie grubym. Włosy tego dnia, dziwnym zbiegiem okoliczności, miały tendencję do przedziałka nad lewym uchem.

Oto — powiedziałem do siebie głośno — dawne metody eksmitowania bakterii z organizmu za pomocą potów, purgacji i puszczania krwi, wyparte zostały całkiem nowoczesną — szczucia jednych mikrobów przeciwko drugim. Dziś antybiotyczna terapia zwalczyła koszmar wielu groźnych chorób, a w przyszłości — jak zapowiadają uczeni — może nas wyzwolić całkowicie z okropnego jarzma. Na miejsce powolnych metod usuwania bakterii przyszła nowa, błyskawiczna, chytra, i przebiegła walka, prawdziwie Sudzka. Taktyka jej — to prowokowanie bakterii do wzajemnego pożerania się.

A więc — pomyślałem dalej — i spleen intelektualny należałoby leczyć nie ucieczką przed wysiłkiem umysłowym, a przeciwnie, stosowaniem silnych, bardzo silnych, skondensowanych dawek myślowych. Skąd je wziąć? Sprawa prosta: z antalogii złotych myśli. Złote myśli spełnią doskonale rolę pénicillium notatum i zabiją zarazki intelektualnej nudy.

Co stwierdziwszy, sięgnąłem po stojący na półce tom myśli wybranych i zagłębiłem się w lekturze. Ciało moje umieściłem uprzednio na łożu, pod przykrywą kołdry, aby stworzyć możliwie sprzyjające warunki lenistwu myślowemu. Nogi doprowadziłem do stanu rozkosznego ciepła przy pomocy butelki z wrzącą wodą. Nos, wytknięty ostrożnie spod kołdry, oświetlał miłym buraczkowym blaskiem książkę, niczym robaczek świętojański. Wzrok pieścił drukowane, zgrabne literki, a włosy stanęły na baczność przed Majestatem Myśli!

Przeczytałem:

„Jeśli zbadamy skutki nudy, przekonamy się, że wiedzie ona bardziej na manowce, aniżeli korzyść własną.” La Rochefoucauld.

„Marzycielstwo i lekkomyślność w parze chodzą.” Orzeszkowa.

„Fantazję można znieść tylko w towarzystwie rozumu.” Hebbel.

Popadłem w zadumę. Mimo butelki z wrzątkiem, ciepłego łóżka, i puchowej kołdry, nie odczuwałem nawet śladu ociężałości lub nudy myślowej. Podekscytowana skondensowaną pożywką myślową, wyobraźnia przeskoczyła lekkim susem przyziemne rejony i uniosła się w sfery wyższe. Wyraźnie pogardzała zbyt bliskimi planetami. Ale próżno wybiegałaby ku słonecznym kręgom, gdyby nie sprawozdania uczonych z konferencji Komisji do Badań Słonecznych przy Akademii Umiejętności ZSRR. Sprawozdania te pozwoliły mi wyzwolić się z ciasnej skorupy ziemskiej i przylgnąć duchem do życiodajnego Słońca.

Odczułem orzeźwiający wiew prężnego, intelektualnego wysiłku. O spleenie nie mogło być już mowy. Umysł mój z łatwością chwytał objawienia nauki. Z żywym zainteresowaniem śledziłem tok Wywodów doc. I. S. Szkłowskiego, który za cel swych badań obrał emisję fal radiowych w górnej warstwie atmosfery słonecznej. Dziedzina ta jest dzieckiem ostatnich lat i powstała w związku z wykryciem faktu, że Słońce wysyła fale radiowe. Doc. Szkłowskiemu udało się nawet ustalić, iż fale te są dwojakiej długości: metrowe powstające w koronie słonecznej, i centymetrowe wychodzące z chromosfery. Sprawozdawca wyjaśnił, że obserwowane od czasu do czasu nadmierne wzmożenie aktywności radiowej Słońca należy przypisać ruchom falowym zjonizowanego gazu w koronie.

W dyskusji zabrali głos prof. Eigenson i doc. Paryski, stwierdzając że obserwacje nad aktywnością radiową Słońca pozwolą sondować jego atmosferę na różnych głębokościach, przyczyniając się w ten sposób do dokładniejszego poznania ciał niebieskich. Sprawa ta ma olbrzymie znaczenie zarówno dla radiofizyki jak i dla astrofizyki.

Referent A. I. Ol zwrócił uwagą na bezsprzeczną zależność, zaobserwowaną w ostatnich czasach, między nasileniem promieniowania kosmicznego i aktywnością magnetyczną Ziemi. Wywody jego poparł doc. Nikolski z Instytutu Arktycznego, stwierdzając, że, na podstawie własnych licznych obserwacji i pomiarów, doszedł do tego samego wniosku, sugerując możliwość określenia intensywności i charakteru promieniowania słonecznego w oparciu o zjawiska magnetyczne na Ziemi.

Członek Akademii Umiejętności Berg wygłosił niezmiernie ciekawy wykład o osiągnięciach geologii, która jest dziś w stanie twierdzić, ze 11-letnie cykle aktywności słonecznej trwają już przynajmniej od pół miliarda lat. Dotychczas można było śledzić cykliczną aktywność Słońca jedynie na 200 lat wstecz. Zdaniem prof. Eigensona i doc. Gniewyszewa to odkrycie geologów znaczeniem swoim dorównuje odkryciu radioaktywnej metody określania wieku Ziemi.

Referentka Prokofiewa mówiła o wpływie aktywności słonecznej na ozon atmosferyczny, którego ilość podczas burz magnetycznych maleje. Nie można jednak, na podstawie dotychczasowych badań, twierdzić, że zjawisko to jest wywołane promieniowaniem korpuskularnym lub ultrafioletowym Słońca. Wpływ Słońca na ozonizację naszej atmosfery zachodzi zatem prawdopodobnie za pośrednictwem troposfery.

Lektura moja dobiegła końca. Z zapartym tchem czytałem ostatnie słowa, które umysł mój pochłaniał jak najdoskonalszą kryminalistyczną zagadkę, bez najmniejszego zmęczenia i trudu. W wyobraźni widziałem poważnych brodatych uczonych jako wspaniałych detektywów w rodzaju Sherlocka Holmesa, przed którego wzrokiem nic się nie skryje na Ziemi ani na Słońcu. Na próżno zbrodnicze burze magnetyczne zmierzały do anarchii na naszym wspaniałym globie; promieniowania korpuskularne i ultrafioletowe, kierowane wprawną ręką szlachetnego dra Wattsona z powieści Conan Doyle‘a, oczyszczały przy pomocy ozonu za pośrednictwem troposfery zatrutą atmosferę.

Kornie pochyliłem głowę przed potęgą Wiedzy. Zamknąłem z namaszczeniem antologię złotych myśli i złożyłem, krótki, cichy hołd poetom i filozofom. Po czym; wydobyłem, z zachowaniem wszelkich ostrożności butelkę spod kołdry. Była zimna ale pełna wewnętrznego blasku.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *