Różne są kraje, różne kultury i religie. Dobrze jest czasem, dla zrozumienia tych różnic, pomyśleć o ludziach czerpiących swą wiedzę nawet z pyska wielbłąda.

M’Zab leży na Saharze. Jedzie się tam przez Algier, a potem przez pustynię, która jest „pustą” dla Europejczyka, ale bardzo „pełna” dla Araba. M’Zab szary od porozrzucanych kamieni jest z pozoru jak wymarły, tylko Bóg Islamu panuje tam, adorowany przez tych, którzy sami siebie nazywają – czyści pomiędzy czystymi. Gdy po śmierci Mahometa doszło do walk o Kalifat, przeciwnicy Allego, odłączyli się, obierając wodzem Sidi Abd Allah Ben Ouhab El Racibii. Pozostali nazwali ich Kharedjits, co oznacza, ci którzy odeszli od posłuszeństwa. Wódz nowej sekty padł w walce z Allim, a wyznawcy jego wycofali się na pustynię i po wielu latach koczowniczego życia dotarli do M’Zab.

Na początku byli nomadami. Z czasem zaczęli budować miasta. W roku 1011 założyli El-Ateuf, w 1048 – Bou Noura, jak również Beni Isguen. Potem wybudowano Melike i Ghardaia.

– Bądź pokorny, zarozumiałość jest ohydą w obliczu Boga – powtarzają do dziś, żyjąc spokojnie i nie biorąc udziału w podbojach, które ich braci zaprowadziły do Hiszpanii.

Mieszkańcy M‘Zabu — Mozabici sś wyznawcami Koranu, lecz rządzą się prawami nie spotykanymi wśród innych wyznawców Islamu. Dla przykładu:

Wszystkie perfumy są zabronione.
Kobieta nie ma prawa opuścić M‘Zabu.
Odezwanie się do kobiety na ulicy jest karalne.
Mozabita głosi, że ciało samo przez się jest niczym. Jest tylko towarzyszem duszy w ziemskiej wędrówce. Żyć warto tylko dla wykonywania zakonu, którego siła opiera się na przykazaniach boskich, głoszonych przez proroka.

Od dziecka z Mozabitą idzie jego wiara. Gdy jest niemowlęciem wkładają mu do ust papkę z daktyli, aby stał się silnym. Ale moc ciała jest niczym, o ile nie będzie wsparta cnotą. Dziecko będzie pełne cnoty, jeżeli da mu się do ust trochę atramentu, który służył do przepisania wersetu z Koranu. Wiadomo, że kawałek żelaza odgania choroby, i że muszla lub ręka Fatmy, wpięta we włosy, przynosi szczęście.

Mozabita otacza specjalną miłością drzewo palmowe, ma z niego bowiem wielorakie korzyści, z pnia robi deski, z gałęzi łuczywo, z włókien szpilki i igły, z liści sznury, koszyki, posłanie. Daktyl jest codziennym pożywieniem. Pestki zmiażdżone służą do wypieku placków, a po przypaleniu na ogniu i przesianiu nie tylko leczą oczy, ale i kunsztownie barwią rzęsy.

Mówią:
– Pozostawajcie, o wyznawcy, w bliskości waszych palm. Palma jest podobna uczonemu człowiekowi. Jak przy boku mędrca, tak w cieniu palmowych gałęzi, można znaleźć zawsze kilka owoców dojrzałych do zerwania.
– Zabić owcę to zabić pszczołę, zabić pszczołę, to zabić palmę, zabić palmę, to zabić siedemdziesięciu wyznawców proroka.
– Palma głową wyrasta do słońca, a nogami siedzi mocno w ziemi, szukając wody.
– O Allach! daj nam w tym roku daktyle, przypominające wymiona wielbłądów. Niechaj pestki ich będą jako jajka muchy. Chcemy cię wielbić nie w obżarstwie, ale w sytości.

W Melika na białym, rozsłonecznionym cmentarzu, pod kamiennym usypiskiem znajduje się grób Sidi Aisa. Tu kierują się pielgrzymki, płyta grobowca jest ołtarzem. Tu corocznie ofiaruje się obiatę — wielbłąda, którego mięso rozdziela się pomiędzy obecnych. Sidi Aisa działał cuda. Wie o tym każdy mieszkaniec M‘Zabu. Nie wierzysz cudzoziemcze? O niewierny uwierz, dobrą jest droga zbawienia. Nie patrz ze zgrozą na opowiadającego. Cóż stąd, że jest on bosy, ma na sobie biały kitel i pomarszczoną twarz. Wiedz cudzoziemcze: Wiedzę należy czerpać nawet z pyska wielbłąda, a wiarę z każdego bijącego serca.

To było tak:
Dawno, dawno temu Melika była oblegana przez ludzi złych i przewrotnych. Takich co sądzą, że tuczy posiadanie grodu, nie przez nich budowanego. Obrońcy nie mieli ani daktyli, ani wody. Cóż mieli począć? Trzeba się było poddać. Wtedy to Sidi Aisa odmówił modlitwę, chwycił za leżący róg barana, rzucił go z zamkniętymi oczyma, a tam gdzie padł róg, wytrysnęła woda. Oblegani nabrali wiary i wytrzymali. Zwycięstwo było udziałem ludzi sprawiedliwych.

Cudzoziemcze, czy jeszcze nie wierzysz w cuda?

Nie? To posłuchaj. Znasz przecież miasto Beni Isguen. W mieście tym pochowano szejka Abu el Abbes el Ouilili. Jest to święte miejsce dla wszystkich wyznawców. A czy znacie przypowieść o tym szejku?

Posłuchajcie:
W okresie Ramadanu, a było to wieczorem i post się kończył Abu el Abbes spojrzał ku górze i zobaczył jak otworzyło się niebo. Po seledynowej poświacie, tkanej zielonkawą mgłą zeszły do niego dwie postacie jaśniejsze niż księżyc w pełni i słońce w południe, do hiacyntu były one podobne i do korala. Abu el Abbes zapatrzył się i milczał, a one powiedziały głosem tak melodyjnym, jak poranny wiatr w kwiatach:
– Zbądź obawy, ale nie zbliżaj się do nas. Twoje ludzkie ręce splamione są grzechem, owiewa ciebie jeszcze nieczystość ziemi. Patrz na nas, jesteśmy właśnie tymi aniołami, które służyć będą tobie w raju. Czekaj na nas przez rok, oczyść się z każdej myśli grzesznej. Wrócimy po ciebie.

Wrócili po roku, aby czystą duszę szejka zanieść przed tron Allachowy.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *