Fizjologia twórczości

Maupassant zatrzymał się nad tą sprawą, pisząc: „Rzadką a może i groźną właściwością jest nerwowa, chorobliwa pobudliwość naskórka i wszystkich narządów, przez którą najdrobniejsze wrażenia fizyczne nabierają mocy wzruszenia, a temperatura powiewów, zapach ziemi, barwa pogody przynosi ból, smutek i radość. Nie móc wejść do sali teatralnej, ponieważ zetknięcie się z tłumem w niewyjaśniony sposób wstrząsa całym organizmem, nie móc wejść do sali balowej, ponieważ banalna wesołość i zawrotny ruch walców drażni jak obelga, czuć się posępnym aż do szlochu albo radosnym bez powodu zależnie od umeblowania, tapety i rozkładu światła w pokoju, doświadczać niekiedy dzięki kombinacjom wrażeń fizycznego zadowolenia, które nigdy nie będzie objawione ludziom gruboskórnym — czy to szczęście czy nieszczęście? Nie wiem, ale, jeśli system nerwowy nie jest wrażliwy aż do bólu czy ekstazy, może nam dać tylko przeciętne wzruszenie i pospolite zadowolenie“.

Pisarz, skoro raz doznał dobroczynnego wpływu jakiegoś pejzażu, zapachu, koloru, dźwięku, światła, nastroju, będzie go poszukiwał, stanie mu się on niezbędny, nie znajdując go będzie cierpiał i utyskiwał, pomagał sobie pamięcią, by choć wywołać jego wyobrażenie. Często potrzeba wiele czasu, by opanować ten niedostatek, by się przezwyciężyć i pracować. Zdolność wyzwalania się spod tyranii kaprysów cechuje pisarzy płodnych, bujnych, nabrzmiałych substancją twórczą i żądnych rodzenia, uległość zaś, niekiedy niewolnicza, wyróżnia słabe indywidualności, które przyszły na świat ze skromnym ładunkiem idei, uczuć wizji, których nigdy nie nawiedza furia twórcza — rośliny cieplarniane, wymagające szczególnych starań, by zakwitły. Nie godzi się z nich natrząsać albowiem w ich liczbie, oprócz ekscentrycznych próżniaków, są tacy co nad literaturą zawiśli czarującą chwilą.

Wiele z dawnych epok nie dawało przykładów takiego dziwaczenia i grymaszenia. Pisarstwo średniowieczne, prawie całkowicie zakonne lub duchowne, podlegało dyscyplinie, właściwej tym stanom, w starożytności, w renesansie i później pisali książki wojownicy, politycy, ziemianie, ludzie czynnego życia albo wcale nie różni od nich w ruchliwości dworzanie, salonowcy, którym obce było wysiadywanie po całych dniach i nocach nad rękopisem, czyhanie na słowa, zwroty, przenośnie na spacerze, podczas posiłku, w rozmowie, nawet we śnie. Zawodowi pisarze, których liczba zaczęła prędko rosnąć od XVIII wieku, uczynili z artystów słowa istoty tak zaprzątnięte swą pracą, że im często nie wystarcza życia na samo życie. ,,Od dwóch lat nie oglądałem ani jednego obrazu, nie słuchałem ani urywka muzyki, nie miałem nawet chwili wytchnienia w zwyczajnej ludzkiej rozmowie — doprawdy!“ — pisze z goryczą Conrad w liście do Galsworthy‘ego skarżąc się na swe pustelnictwo pośród tworzonej powieści.

Gdy organizm słabnie wśród nieustannych wysiłków, szuka się dlań podniety. Żadne studium nie opracowało dotąd środków podniecających w literaturze powszechnej. Może dowiodłoby ono trzeźwości poetów, a może by i poparło sąd, tak popularny w szerokich kołach, że peta nie rozstaje się z butelką. Ten sąd zaszczepił komediopisarz ateński V w. przed Chr. Kratimos swą sztuką o życiu literackim pod wymownym tytułem „Butelka“. Wino pieni się w strofach egipskich harfiarzy, jego perlisty śmiech słychać w klinach babilońskich, „Pieśń rad Pieśniami“ ocieka słodkim moszczem- Przez wieki poezji greckiej wieje prąd dionizyjski z wesołą piosnką Anakreonta, który w podaniu umiera jako osiemdziesięcioletni starzec, udławiwszy się winnym gronem, ze szkarłatem „Bakchantek“ Eurypidesa, z Arystofanesem, u którego zapach zadymionego bukłaka miesza się z poranną rosą najtkliwszej liryki. Później Bakchus wszedł do Rzymu, i oto Lukrecjusz napełnia spiżowy kubek trunkiem mocnym i burzliwym, Horacy podnosi czarę rżniętą w krystalicznej strofie i podaje ją ludziom Odrodzenia, zaprasza do swego stołu Ronsarda, z Kochanowskim spotyka się przy „dzbanie pisanym“. W studium o winie poetyckim znalazłyby się i karty przyćmione, na których „poetes maudits“ wszystkich czasów, od aleksandryjskich („Wiatr był i noc i ta trzecia zmora miłości — wino“ śpiewał jeden z nich) przez tawerny Villona, przez mansardy „cyganów“ ciągnęliby ku swej dzikiej sławie.

Wino daje polot, jasność myśli i to szczególne rozradowanie, które tworzy ład, harmonię, umiar. Jego dobrodziejstwa w literaturze są wielkie, a szkody nieznaczne, bo nawet prawdziwi pijacy korzystali z jego ożywczych własności. Zawiódł się na nim tylko biedny Erazm z Rotterdamu, który, cierpiąc na nerki, ubrdał sobie że wino go wyleczy. Szklanka dobrego wina w godzinie twórczej rozprasza mgły, roznieca wyobraźnię, ośmiela myśl, tryskają metafory, rozwijają się szerokie i dalekie rozgałęzienia nieprzewidzianych asocjacji — przykładem Chesterton. Przykładem również Romain Rolland, który w burgundzie odzyskał werwę, zagłuszoną latami kaznodziejstwa i stworzył pienistą opowieść Celas Breugnon.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *